Rozdział Pierwszy
Spokój wśród leśnej gęstwiny
Szkolny budynek znajdował się wśród leśnej gęstwiny, a świerki dookoła wydalały wspaniały zapach. Jako że wspomnienia Emmy i Enzo zostały zaprogramowane niemal identycznie, oboje pomyśleli, iż to niesamowite. Przykleili swoje buźki do szyby i patrzyli z zadziwieniem na piękno otaczające pałac.
Prawdziwe Sny, tym dokładnie byli. Eksperymentem o niezbadanych zdolnościach, nieprawdopodobnej urodzie oraz manierach. A to wszystko dzięki jednemu człowiekowi, który zgodził się zasnąć pewnego wieczoru wśród grupy naukowców. Nie wiedzieli, o czym będzie śnił, ale przygotowali się na wszystko, nawet na potwory czy koszmary. Chcieli tylko potwierdzenia prawdziwości ich teorii. I tak powstali oni – bliźniaki o imionach Emma oraz Enzo.
Sny dokładnie wiedziały, kim były i jakim cudem przedostali się do ludzkiego świata. Twierdziły, że im to nie przeszkadza i cieszą się związaną z nimi ciekawością. Płynnie potrafili opowiadać o tym, jak spędzali dzieciństwo, jak skakali na myśl o zdaniu do kolejnej klasy, choć w rzeczywistości wszystko to zostało zmyślone przez człowieka, który ich wyśnił.
Emma i Enzo Goldendreams.
Jako że dwójka sprawowała się niezwykle elegancko i grzecznie, postanowiono wysłać rodzeństwo do prywatnej szkoły dla najwyżej usytuowanych ludzi na świecie – Akademii Snów. Dlaczego właśnie taką nazwę przyjęła? Uczniowie dostawali, co chcieli, mimo że musieli ciężko pracować na dobre oceny i walczyli o pierwsze miejsca w rankingu klas. U każdego widniał na twarzy szczery, szeroki uśmiech zadowolenia. Panny uganiały się za chłopcami, a ci potajemnie do nich wzdychali, bojąc się odrzucenia.
Normalne liceum.
Ale nie dla Enzo i Emmy, którzy po raz pierwszy mieli wziąć udział w takim przedsięwzięciu. Co prawda głowy podpowiadały im, jak powinni się zachować, lecz oboje wiedzieli, że to tylko złudzenia i tak naprawdę są zdani sami na siebie. Wiedzieli, iż dadzą radę i podbiją serca innych. Jakżeby inaczej? Wpasowanie się w środowisko, oto ich cel.
Czarna limuzyna zatrzymała się tuż przed wejściem i wypuściła nastolatków na zewnątrz. Najpierw wysiadł Enzo i, rozejrzawszy się na boki, podał rękę siostrze, a ta ujęła ją i również opuściła pojazd, uśmiechając się do brata z podziękowaniem. Za nimi, niczym cień, poruszał się kamerdyner niosący walizki. Szybko jednak znikł, kierując się w stronę internatu.
Goldendreamsowie powoli przeszli przez szklane drzwi wejściowe, a wewnątrz powitała ich trójka wyglądających normalnie ludzi. Pierwszą i najbardziej rzucającą się w oczy postacią była dyrektorka – przysadzista kobieta o krótkich, farbowanych (z tego, co zauważył Enzo) włosach upiętych w kok. Emma poddała ocenie idealnie skrojony kombinezon w kolorze kakao. Stwierdziła, że jej pasuje, po czym zatrzymała się i skłoniła, składając ręce niczym wierzący do modlitwy. Enzo zawtórował jej podobnym gestem, tylko bardziej męskim.
- Och, jakaż elegancka z was para – wyszeptała dyrektorka z zachwytem, a rodzeństwo uniosło kąciki ust w zadowolonym uśmiechu. – Miło mi was gościć w Akademii Snów.
Co za tandetna nazwa, pomyślał Enzo, lecz nie dał po sobie znać zniesmaczenia. Całkiem jak wyjęta z bajki o Barbie.
- My zaś jesteśmy niezmiernie wdzięczni za przyjęcie nas w połowie semestru – uratowała sytuację Emma, jak zwykle idealnie wpasowując się słowami w sytuację. Uśmiechnęła się, pokazując szereg nieprawdopodobnie białych i równych zębów. – Wiemy, jakie to wywołało zamieszanie.
- Och, dziecino, to nic takiego, po prostu rzadko zdarzają nam się uczniowie z wymiany – odparła kobieta. – Chcieliśmy umieścić waszą dwójkę w jednej klasie, ale pomimo wszelkich starań okazało się to niewykonalne.
Powieka Emmy ledwie dostrzegalnie drgnęła. Bliźniaki nie rozdzielały się na dłużej niż kilka minut, nawet spały blisko siebie, czasem w jednym łóżku, więc nie wiedziały, jak rozłąka wpłynie na wyniki badań oraz na nich samych. Może zamienią się w srebrny proch albo znikną wraz z powiewem późnojesiennego wiatru? Odpowiedzi na to pytani nie znał jeszcze nikt, ale w końcu byli tu po to, by rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące Prawdziwych Snów.
- Nic się nie stało – rzekł Enzo, zerkając czule na siostrę. – Jestem pewien, że ktoś się nią zaopiekuje, gdy ja powędruję do innej Sali.
- Z całą pewnością. – Owe zdanie wyszło z ust wysokiego, brązowowłosego młodzieńca o delikatnych rysach oraz chabrowych oczach. Mundurek, składający się z czarnych spodni, koszuli oraz ciemnej marynarki, leżał na nim idealnie. Chłopiec podszedł, ujął dłoń Emmy i złożył na niej delikatny jak płatek pocałunek. Dziewczyna zarumieniła się, lecz skierowała wzrok na jego piękną twarz. – Nazywam się Victor Roleplayer i jestem przewodniczącym w twojej klasie, księżniczko. Możesz zwrócić się o pomoc nawet w błahej sprawie, z całą pewnością postaram się rozwiązać każdy problem, zwłaszcza tak pięknej damy jak ty.
Emma prawie się skrzywiła, słysząc „księżniczko”. Owszem, łatwo się rumieniła, ale mimo wszystko nie lubiła chłopców z takim charakterem. Zachowywał się jak monarcha, ktoś, komu należy się cały świat. Dostrzegła w jego oczach snobizm i egoizm, potrzebę zaspokojenia własnych potrzeb. Ledwo powstrzymała się przed prychnięciem i spoliczkowaniem młodzieńca. Nie mogła pozwolić sobie na złą opinię już pierwszego dnia.
- Miło mi cię poznać, na imię mi Emma Goldendreams. Liczę na owocną współpracę.
- Twoje nazwisko idealnie pasuje do tej szkoły! – powiedział, udając zachwyt. Emma oceniła jego aktorstwo na trzy z minusem. – To przeznaczenie, że znalazłaś się właśnie w tym miejscu!
- Życiem rządzą przypadki – wtrąciła dziewczyna, ukrywająca się za plecami Victora. Wyszła do przodu i ukłoniła się przed Enzo. –Victoria Roleplayer, przewodnicząca klasowego samorządu. W razie problemów, możesz liczyć na pomoc od całej klasy.
Enzo przyglądał się przez dłużą chwilę jej ciężkim, kręconym kucykom układającym się na ramionach, a potem przejechał wzrokiem w dół, po ciemnoniebieskiej sukience stanowiącej mundurek. Jego siostra miała na sobie identyczną kreację, lecz przyozdobioną ciemnym szalem, który wręcz zlewał się z jej kruczoczarnymi, rozpuszczonymi włosami. Poza tym strój na Emmie wyglądał o niebo lepiej ze względu na idealne kobiece kształty – wydatne piersi oraz piękne wcięcie w talii.
Oboje byli bez skazy, tak ich stworzono. Czarne, zawsze idealnie układające się włosy, zielone, migoczące oczy, pożądane przez innych ciało. Ten, który ich wyśnił, musiał mieć naprawdę dobry gust.
Mimo wszystko Emmie nie pasował jeden szczegół – głosy przewodniczących. Victor miał delikatną barwę, wręcz dziewczęcą, a Victoria nieco ostrą, przyprawioną znużeniem, co nie pasowało do damy. Obwiniła za to jednak okres dojrzewania, o którym może niewiele wiedziała, ale pasował do problemu.
- Oczywiście, dziękuję – odrzekł Enzo, posyłając przewodniczącej uśmiech wdzięczności.
- Cóż, drogie dzieci, mam troszkę papierów do wypełnienia. Victorze, Victorio, zajmijcie się państwem i zaprowadźcie ich do internatu. – Emma uniosła ukrytą pod gęstą, prostą grzywką brew. Rozkaz z ust takiej eleganckiej kobiety? Przedziwne.
- Oczywiście – odpowiedzieli razem, po czym dyrektorka odeszła. – Proszę za nami – znów powiedzieli jednocześnie, ruszając w stronę drzwi.
Emma oraz Enzo powoli dreptali za nimi, wymieniając znaczące spojrzenia. Coś im nie odpowiadało, lecz jeszcze nie mieli pojęcia co. Nawet jeśli byłby to nic nieznaczący szczegół, bliźniaki musiały go znaleźć. Świat nadal stanowił dla nich zagadkę, więc nietrudno zgadnąć, iż każde niedomówienie wywoływało w nastolatkach ciekawość. Może gdyby dłużej stąpali po ziemi, nie zwracaliby uwagi na swoją intuicję, ale teraz polegali tylko na niej.
Szli wyłożoną kostką dróżką w stronę kolejnego rosłego budynku, który przypominał po części stary pałac. Poszarzałe od starości ściany, podnóża obrośnięte wijącym się bluszczem. A wokół tylko las pełen sosen, świerków i innych iglastych roślin, o których ani Emma, ani Enzo nie słyszeli. Drzewa wydalały piękny, kojący nerwy zapach. Czarnowłosa obejrzała się i omiotła wzrokiem budynek szkoły. Wyglądał jak ogromne centrum handlowe z mnóstwem okien w złotych ramach. Dziewczyna nie wiedziała czemu, lecz przywodził jej na myśl ekskluzywny bar, w którym bogaci ludzie zabawiają się na wszelkie możliwe sposoby.
Rozmyślania Emmy przerwały trzy dziewczyny w zielonych sukniach. Każda klasa miała swój własny kolor, a przybyszki uczęszczały do drugiej. Ale to nie ubiór stanowił zaskoczenie, lecz zachowanie panien. Obległy Victora, jakby był ich panem, władcą i powietrzem, zatrzymując tym samym pochód. Emma obrzuciła je zirytowanym spojrzeniem, które zauważyła Victoria. Podeszła i położyła zdenerwowanej dziewczynie dłoń na ramieniu.
- Tak oto właśnie wygląda każda przerwa szkolnego Księcia – wyjaśniła, zdradzając tym samym zazdrość. Emma zerknęła na wyraz twarzy brązowowłosej, ale nie zdradzał nic prócz spokoju. – Przepraszam, ale mój brat ma obowiązki – odezwała się nagle podniesionym głosem, a przybyszki odsunęły się od Victora na bezpieczną odległość. – Proszę, wróćcie do klas, a gdy Książę znajdzie czas, na pewno was odnajdzie – dodała łagodniej, a panny kiwnęły głową, skłoniły się i uciekły w stronę szkoły.
- Nieodparty urok osobisty Księżniczki, nieprawdaż? – wtrącił Victor, przeczesując palcami kasztanowe włosy. – Dziewczęta się ciebie boją, jak tak dalej pójdzie, odbiorą ci tytuł.
- Na szczęście chłopcy mnie uwielbiają. – Victoria posłała bratu uśmiech, po czym wyszła na przód i kontynuowała wycieczkę.
Rodzina królewska? –pomyślała Emma, marszcząc czoło. Postanowiła jednak nie zamartwiać się takimi szczegółami. Liczy się osobowość, nie pochodzenie.
Internat wewnątrz wyglądał jak zamek. Kamienne ściany, żyrandole na świece oraz kryształowa podłoga, po której bliźniacy bali się stąpać. Poprowadzono ich stromymi schodami na pierwsze piętro. Victoria zatrzymała się przed największymi drzwiami w korytarzu, a następnie wyjęła klucz. Skąd? Ani Emma, ani Enzo nie zauważyli, lecz oboje wiedzieli, że dziewczyny wszystko potrafią ukryć. Osobiście Emma nie próbowała niczego chomikować, ale nie sądziła, by było to trudne.
- Na życzenie waszych rodziców otrzymaliście wspólny pokój – oznajmił Victor. – Jest to co prawda naruszenie zasad, ale pani dyrektor zrobiła dla was wyjątek. Znajdujemy się w damskiej części, dlatego proszę, Victorze, byś po dwudziestej drugiej nie opuszczał pokoju ze względu na niewinność uczennic.
Enzo pokiwał na znak zgody, a wtedy wręczono mu klucz.
- My się teraz oddalimy. Rozpakujcie się, możecie pospacerować po internacie oraz okolicy. Wrócimy, by wyjaśnić wam zasady około trzeciej po południu. – I odeszli bez pożegnania.
Enzo włożył niewielki klucz do zamka i przekręcił, a następnie pociągnął za złotą klamkę. Ich oczom ukazała się ogromna komnata o kamiennych ścianach z dwoma dwuosobowymi łóżkami, szafami, toaletką oraz czterema krzesłami stojącymi przy wysokim stole do herbaty. Porcelanowa zastawa została umieszczona w kredensie za szybą ozdobioną białymi drobinkami. Ale wzrok najbardziej przykuwały ogromne drzwi balkonowe. Wznosiły się na dwa metry i stanowiły jedyne źródło naturalnego światła w pomieszczeniu.
Na środku stały ich walizki, ale bliźniaki nie podeszły do nich, tylko zgodnie ruszyły w stronę jednego z łóżek. Emma i Enzo rzucili się na nie, łapiąc za ręce w satynowych rękawiczkach. Na twarzach obojga wykwitły przepiękne uśmiechy.
- Od dziś będziemy żyć naprawdę, co? – wyszeptała Emma, zamykając oczy.
- Tak. Mam nadzieję, że nam się spodoba – odpowiedział Enzo, wtórując siostrze tym samym gestem.